Komentarze (0)
Ból towarzyszył wykluwaniu się mej odmienionej świadomości. Cierpienie powiązane z przemijaniem.
Chwila, w której mentalnie wygasłem. Najzwyczajniej: spaliłem się emocjonalnie, po to, by mój proch poniósł w siną dal wiatr.
Oczekiwałem w potoku chwil bezimiennego obrzędu, mogącego w sposób alchemiczny odmienić postrzeganie uczuć elementarnych. Proces miałby się odbyć przez pryzmat egzystencjalnych obowiązków wobec ego.
Obrzędem jest intymność.
Potrzeba tu celebracji, gdyż wiara w pojęcie jest smutnym śwadectwem naszego uzależnienia od gramatyki. Chwila namiętności czy balansowanie po krawędzi nieprzeczuwalnego daje mi mądrość do zmierzenia się z wyzwaniami, które sam przed sobą stawiam. Nieświadomie.
Wszechogarniająca mądrość zlewa się z dusza zmysłów. Posiadamy samokontrolę, która umożliwia nam wykształcenie apollińskich mechanizmów. Obawiamy się metamorfozy w nieokiełznanego Dionizosa. Zmysły winny być uniwersalne. Nie bądźmy ich rzecznikami - rzecznikami seksualnej rewolucji, którą wmawiamy w siebie w erze destrukcyjnych zachowań.